Skip to main content
Home » Immunologia » Na złość cukrzycy
Immunologia

Na złość cukrzycy

Maja Makowska od lat udowadnia, że cukrzyca nie wyklucza sportowych marzeń
Maja Makowska od lat udowadnia, że cukrzyca nie wyklucza sportowych marzeń

Maja Makowska (Sugarwoman)

Edukatorka diabetologiczna, ambasadorka aktywności fizycznej wśród osób z cukrzycą. Od 25 lat żyje z cukrzycą typu 1 i pokazuje, że z tą chorobą można realizować nawet najbardziej ambitne marzenia. Jest jedną z nielicznych osób na świecie, które ukończyły podwójnego Ironmana z cukrzycą.

Jako pierwsza diabetyczka na świecie ukończyła Double Ironmana. Maja Makowska, znana jako Sugarwoman, od lat udowadnia, że cukrzyca nie wyklucza sportowych marzeń. Za jej sukcesami stoją nie tylko wytrwałość i konsekwencja, ale też akceptacja ograniczeń własnego ciała.


Jak dowiedziała się pani o cukrzycy i jakie ograniczenia panią wtedy spotkały?

Jako ośmioletnia dziewczynka trafiłam do lekarza z powodu ospy. Mimo że mijała, byłam bardzo osłabiona i odwodniona. Lekarz skierował mnie do szpitala, gdzie postawiono diagnozę. Wówczas podchodziłam do tego nierefleksyjnie. Z zachowania rodziców wnioskowałam jednak, że coś jest nie tak. Mama była załamana, ukrywała łzy. Starałam się więc robić to, co mi kazano. Szybko nauczyłam się samodzielnie wykonywać sobie zastrzyki, a mama zajęła się dietą i przeliczaniem dawek insuliny.

Skąd wzięła się pasja do sportu?

Początkowo sport kojarzył mi się z przymusem. Kiedy trzeba było obniżyć cukier, mama kazała mi biegać po klatce schodowej. Potem moją motywacją było odchudzanie. Przy cukrzycy skupienie na diecie jest bardzo duże i jak uciekłam z domu rodzinnego do Gdańska, to zaczęłam sobie pozwalać na jedzenie zakazanych rzeczy, a moja waga się zwiększyła. Na studiach zaczęłam więc biegać, najpierw dookoła bloku. Gdy forma wzrosła, zrobiły się z tego długie dystanse. Zaczęłam startować na 10 kilometrów, a po przeprowadzce do Warszawy przypadkiem trafiłam na crossfitową grupę i pojawił się pomysł triathlonu. Nie potrafiłam pływać, a już na pewno nie kraulem na wodach otwartych, więc zaczęłam chodzić na lekcje. Coś tam biegałam, rower jakiś tam miałam (śmiech) i tym sposobem debiutowałam na 1/8 Ironmana.

Maja Makowska: Potrzeba dużo cierpliwości i konsekwencji. To nie jest tak, że będzie łatwiej.

Jakie lekcje jako sportowiec z cukrzycą wyniosła pani o granicach ludzkiej wytrzymałości?

Dużo czasu zajęło mi, żeby zrozumieć, że człowieka nie da się wpisać w tabelki i liczby. Nasz organizm jest zbyt złożony i skomplikowany. Nie zawsze damy radę przewidzieć i zaplanować, jak wyjdzie nam trening. Długo nie mogłam się z tym pogodzić. Myślałam, że jeśli się bardzo postaram, to będę mogła trenować jak zdrowy człowiek. W końcu jednak zaczęłam akceptować cukrzycę w trenowaniu. Już się nie frustruję. Zrezygnowałam z biegów na 5 kilometrów, sprintów czy podnoszenia ciężarów. Na dłuższych dystansach jest mi znacznie łatwiej zapanować nad poziomem cukru.

Jak reagują ludzie, kiedy pokazuje pani codzienność z cukrzycą?

Bardzo różnie. Jak jechałam kiedyś z diabetykami z Zakopanego do Gdańska, to zapadły mi w pamięć te komentarze: „ciekawe, kto będzie płacił za wasze leczenie” albo „sponsoruje was zakład pogrzebowy”. Takie opinie często wyrażają sfrustrowane osoby, które same mają cukrzycę, zazwyczaj typu II, nie są edukowane przez lekarzy, więc siedzą na kanapie i marnują swoje życie.

Jednocześnie dużo satysfakcji dają mi informacje zwrotne od tych pacjentów, którzy inspirują się tym, co pokazuję.

Co powiedziałaby pani komuś, kto właśnie usłyszał diagnozę i nie wierzy, że może prowadzić aktywne, pełne pasji życie?

Potrzeba dużo cierpliwości i konsekwencji. To nie jest tak, że będzie łatwiej. Przyzwyczaimy się do tego, ale nawet te problemy, które już wydawały się rozwiązane, będą wracać. Wydaje mi się, że takie robienie na złość tej cukrzycy może pomóc z nią żyć. Najważniejsze to się nie poddawać. Życie ma bardzo dużo do zaoferowania, a szkoda, żebyśmy przez swój stan zdrowia nie mogli z niego skorzystać.

Next article