Skip to main content
Home » Neurologia » Era samotności – jak społeczeństwo traci kontakt z bliskością
Neurologia

Era samotności – jak społeczeństwo traci kontakt z bliskością

Joanna Przetakiewicz-Rooijens

Radczyni prawna, przedsiębiorczyni, aktywistka. W 2018 roku założyła Erę Nowych Kobiet. Autorka książek: „Nie bałam się o tym rozmawiać. Historie bez retuszu” oraz „Pieniądze szczęście dają”. Inicjatorka ogólnopolskich akcji społecznych. W czerwcu br. ogłosiła kolejną –pt. „Koalicja Przeciwko Samotności” (patronat honorowy Ministerstwa Zdrowia, Ministerstwa Edukacji Narodowej, PAN, Uniwersytetu SWPS)

Jak budowanie społeczności i zrozumienie emocji mogą pomóc w walce z depresją i izolacją?


Co skłoniło panią do zaangażowania się w tematykę samotności i depresji? Dlaczego uważa pani, że te kwestie są tak istotne w dzisiejszym społeczeństwie?

Od prawie 6 lat, czyli od kiedy założyłam Erę Nowych Kobiet, jeżdżę po Polsce i spotykam się z kobietami. Za każdym razem pytam: „Co dzisiaj jest waszą największą troską, waszym zmartwieniem?”. Słyszę: brak niezależności finansowej i… przerażające historie o samotności. Samotność dotyka każdego, bez wyjątku. Bez względu na wiek, płeć, miejsce zamieszkania czy status społeczny. Mamy tysiące znajomych na Facebooku, coraz więcej powierzchownych relacji, a nikogo bliskiego. Nikogo, kto nakarmi kota lub psa, kiedy nie ma nas w domu. Smutne. Z czego to wynika? Na pewno nie bez znaczenia jest fakt, że coraz częściej jesteśmy oderwani od tradycji. Przede wszystkim rodzinnych. Nie spotykamy się, nie znamy, zanikają rytuały, święta, wokół których kiedyś budowała się społeczność. Wydaje się nam, że wszystko mamy w tym małym ekranie. To zgubne myślenie. Potrzebujemy obecności! Bliskości, rozmowy, troski, czułości. Żeby ktoś zapytał, jak nam minął dzień. W erze kryzysów, które wybuchają jeden po drugim, wiem, że nigdy nie potrzebowaliśmy siebie tak bardzo, jak teraz. I m.in. o tym jest moja ostatnia ogólnopolska akcja społeczna „Koalicja przeciwko samotności”.

Często mówi pani o epidemii samotności. Co dokładnie ma pani na myśli, używając tego terminu?

To, że mamy do czynienia z epidemią, to nie tylko szokująca metafora, ale też fakt. Mówią o tym wszystkie najnowsze badania, a psychologowie biją na alarm. Ponad połowa mężczyzn do 34. roku życia doświadcza głębokiego poczucia samotności. Pierwszy raz w historii doszło do sytuacji, kiedy to młodzi ludzie czują się bardziej samotni niż osoby starsze. Idźmy dalej: w Polsce codziennie 15 osób odbiera sobie życie, z czego 12 to mężczyźni! Czyli co 2 godziny jakiś mężczyzna w Polsce popełnia samobójstwo. Szok. Gorzej: co 40 sekund jedna osoba na świecie popełnia samobójstwo. Rocznie to prawie 800 tysięcy ludzi – więcej, niż umiera na skutek malarii, raka piersi, morderstw czy wojen… Aby zatrzymać tę falę dramatów, potrzebna jest natychmiastowa reforma systemu, stworzenie sprawnej infrastruktury, która wspiera profilaktykę w działaniach na rzecz zdrowia psychicznego. A oddolnie konieczne jest połączenie ludzi w minispołeczności. Lokalnie. Zmiana myślenia, obalenie stereotypów, przywrócenie wartości. I to robimy w ramach Ery Nowych Kobiet.

Jakie konsekwencje społeczne i zdrowotne niesie ze sobą narastający problem samotności?

Te wszystkie dane, które przytoczyłam przed chwilą, obrazują już dramatyczne konsekwencje i ich skalę. Nazwaliśmy problem, a teraz trzeba znaleźć lekarstwo. Odbudować relacje, nauczyć się emocji i ich okazywania. Brené Brown, słynna psycholożka, autorka „Atlas of the Heart”, mówi o 87 emocjach i tylko 3 (!), które średnio ludzie potrafią zidentyfikować.

Czy uważa pani, że depresja to temat, o którym wciąż mówimy za mało w przestrzeni publicznej? Co możemy zrobić, aby znormalizować rozmowy na temat zdrowia psychicznego i przełamać związane z tym tabu?

To temat tabu. Temat, którego nie wypada poruszać. Temat, który krępuje. Tymczasem według Światowej Organizacji Zdrowia do 2030 roku depresja będzie najczęściej występującą chorobą na świecie. W Polsce na depresję choruje ok. 1,2 mln osób. A prawie 30 proc. zgłasza objawy depresji. Skończmy z milczeniem. Omijanie trudnych tematów powoduje dramat na przyszłość. Przestańmy więc zakrywać się wstydem i zacznijmy rozmawiać o tym, jak leczyć depresję, jak pomóc, jaką profilaktykę wdrożyć. To taka sama choroba jak nowotwór. Nie wymysł XXI wieku. Ani wymówka, żeby wziąć łatwe L4. Ta choroba odbiera tlen. Dzień po dniu niszczy życie. Tak bezwzględnie. Po cichu. Okrutnie. Powtarzane bezmyślnie stereotypy „psychiatra dla wariatów” albo „terapia modą” zbierają żniwo. Czas, żebyśmy nie tylko zapisywali się na USG, robili morfologię, regularnie badali się. Czas, żebyśmy zadbali o swoje zdrowie psychiczne. I im częściej będziemy o tym mówili, tym bardziej oswoimy z tematem tych, którzy jeszcze odwracają wzrok od problemu, udając, że go nie ma. Wspaniałym narzędziem do edukacji są eksperckie książki oraz chociażby media społecznościowe. To platformy, gdzie ma się świetnie nie tylko kolorowy lifestyle. Z powodzeniem można mówić tam o tym, co ma wartość, jest społecznie ważne.

Czy w pani życiu były momenty, w których musiała pani zmierzyć się z trudnościami psychicznymi? Jakie lekcje wyniosła pani z tych doświadczeń, które mogłyby pomóc innym osobom zmagającym się z podobnymi wyzwaniami?

Jeden z najgłębszych życiowych kryzysów przeżyłam w wieku 34 lat, kiedy rozwiodłam się z mężem. Z dnia na dzień stałam się samodzielną matką 3 synów. To był moment, w którym zdałam sobie sprawę, że nie dam rady w pojedynkę. Zrozumiałam, jak bezcenni są moi rodzice i kilka najbliższych przyjaciółek – moje plemię, którego tak bardzo wtedy potrzebowałam. Dzięki nim przetrwałam. Ten kryzys mnie nie zatrzymał, nie ściągnął w dół. Poszłam o wiele dalej. Pamiętam, że w tamtym czasie często chodziłam do moich dwóch przyjaciółek i opowiadałam im o swoich problemach. Nie miały dla mnie złotej rady, ale nie o magiczne recepty chodziło. Najważniejsze było to, że ktoś słuchał mnie z wielką uwagą i troską. Tak było i jest za każdym razem, kiedy potrzebuję wsparcia. Nauczyłam się je dawać i brać. To jest moja złota sieć, utkana latami, dzięki której czuję się zawsze bezpieczna.

Next article
Home » Neurologia » Era samotności – jak społeczeństwo traci kontakt z bliskością
Neurologia

Stres działa na mnie mobilizująco

Izabela Trojanowska

Polska piosenkarka i aktorka, znana z przebojów „Wszystko, czego dziś chcę” i „Tyle samo prawd, ile kłamstw”, które stworzyła z Romualdem Lipką z Budki Suflera. Od lat odnosi sukcesy także jako aktorka w serialu Klan.

Izabela Trojanowska jest obecna na scenie od ponad czterech dekad i absolutnie nie zwalnia tempa. W rozmowie z nami zdradza, co motywuje ją do ciągłej aktywności zawodowej, skąd czerpie energię, jakie utwory są jej szczególnie bliskie i jak działa na nią stres związany z pracą na scenie.


Zbliża się jubileusz 45-lecia pani działalności artystycznej. Skąd w pani tyle siły do dalszego tworzenia?

Jestem szczęściarą, bo dane mi jest uprawiać zawód, który jest również moją pasją i to jest cała moja siła.

Czy jest jakaś piosenka w pani repertuarze, która ma dla pani wyjątkowe znaczenie?

Mam szczególny sentyment do piosenek z mojej pierwszej płyty. Cały ten repertuar dobierałam tak, że ważna była treść, jaką niesie utwór. Teksty, które pisał dla mnie wtedy Andrzej Mogielnicki są w większości ponadczasowe. Mam jednak dwie piosenki z tego albumu, do których wracam szczególnie chętnie: „Jestem twoim grzechem” oraz „Komu więcej, komu mniej”. Ten drugi utwór ma przemądry tekst:

Komu trochę więcej,

Komu trochę mniej

Szczęsnych trafów ześle los…

Mariusz Szczygieł zaczepił mnie kiedyś na Nowym Świecie i zapytał, co znaczy słowo „szczęsny”, bo nie znalazł go w słowniku. Odesłałam go do autora tekstu, Andrzeja Mogielnickiego. Okazało się, że to antonim wyrazu „nieszczęsny” (śmiech). To piękne, że Andrzej Mogielnicki, pisząc teksty, tworzy nowe słowa, tak jak wcześniej robili to wieszcze.

A jest jakaś scena szczególnie bliska pani sercu?

To Opera Leśna w Sopocie. Występ tam zawsze jest dla mnie przeżyciem, nie tylko artystycznym. Sopot jest szczególny, bo morze to bezkres i przypomina nam, że jesteśmy tylko ziarnkiem piasku w uniwersum… Wszystkie moje wspomnienia związane z Operą Leśną są tak świeże, jakby to się działo wczoraj. Również to właśnie w Górnym Sopocie, w czasie studiów aktorskich przy Teatrze Muzycznym w Gdyni, brałam lekcje u Zofii Czepielówny-Schiller, specjalistki od niskich głosów.

Jak radzi sobie pani ze stresem związanym z działalnością zawodową?

Kocham mój zawód, a stres i trema są jego częściami. Mój stres jest jednak pozytywny, mobilizujący, choć potrafi sprawić, że przed wejściem na scenę nie wiem, jak się nazywam. Kiedy tylko usłyszę swój głos, to tak jakbym wróciła z zaświatów i weszła znów w swoje ciało (śmiech). Tam, gdzie jest stres powstają rzeczy, które normalnie wydawałyby się niemożliwe, a dzieje się tak, bo towarzyszy mu wyjątkowa koncentracja.

Co dla pani oznacza równowaga między karierą a zdrowiem?

Pod tym względem chyba nie mogę świecić przykładem. Jestem właśnie czwarty dzień na antybiotyku i mimo to pracuję. Mnie to nie przeszkadza, bo nawet jeśli brzmię nieco inaczej, bardziej nosowo, to wtedy interpretacja moich piosenek jest inna, wyjątkowa. Pamiętam, że miałam kiedyś bardzo wysoką gorączkę i poprosiłam Danutę Baduszkową (dyrektorkę Teatru Muzycznego w Gdyni – przyp. red.) o wolne. Kategorycznie się nie zgodziła, a wręcz powiedziała, że z ciekawością pójdzie na spektakl, żeby obejrzeć moją propozycję aktorską i że nie może się doczekać, aż to zobaczy. Występowanie na scenie to zawód, w którym trzeba poeksperymentować i jeśli tylko nie szkodzimy innym, to mamy prawo rozporządzać swoim ciałem w taki sposób, w jaki chcemy.

Co doradziłaby pani osobom, które chcą kontynuować rozwój osobisty, ale hamuje ich poczucie, że już na to za późno?

Metryka nie ma z tym absolutnie nic wspólnego. Zasady, którymi się kieruję pasują do każdego wieku. Nie czuję się skrępowana, a odrobina ekstrawagancji nigdy nie zaszkodzi. Oczywiście trzeba znać granice, ale pamiętajmy, że znać je trzeba niezależnie od tego, ile mamy lat.

Next article