Skip to main content
Home » Serce i krew » Duchowość w medycynie
serce i krew

Duchowość w medycynie

Ewelina Zych-Myłek

Fundacja Instytut Świadomości w ramach cyklu Pacjent ze Świadomością Kardiologiczną

Jeszcze całkiem niedawno wydawało się, że duchowość i medycyna to dwie różne płaszczyzny funkcjonowania człowieka, które nie mają ze sobą za wiele wspólnego i nie łączą się w codzienności lekarzy i pacjentów – przynajmniej nie, jeśli chodzi o skuteczność leczenia. Pandemia pokazała, że jest dokładnie odwrotnie, a im dłużej trwa presja i ludzkie tragedie związane z koronawirusem, tym okazuje się, że duch i morale społeczności medycznej są teraz ważniejsze niż kiedykolwiek. Nawet ważniejsze niż dotychczasowa zerojedynkowość medycyny.

Siła siły wyższej

Technologie medyczne i farmakoterapia mają być nowoczesne, skuteczne i jak najmniej inwazyjne dla pacjentów, dodatkowe oczywiście jak najszerzej dostępne – to dotychczas pożądany model opieki w systemie ochrony zdrowia, dotychczasowy, czyli przedpandemiczny. Jaki model jest teraz?

Wcześniejszy pożądany model zmienił się niestety na taki, który pozwala w ogóle na zapewnienie opieki medycznej Polakom. Z rozwoju w przetrwanie. Z nowoczesności na walkę o utrzymanie możliwości przyjmowania i leczenia pacjentów. Na model, w którym istnieje szpital, do którego w ogóle można pacjenta przywieźć i istnieje kadra medyczna zdolna i dostępna do przyjęcia i opieki nad pacjentem. Pandemia zdziesiątkowała nie tylko pacjentów, ale również medyków. Zdewastowała psychikę kadry medycznej na świecie, konfrontując ją z siłą wyższą, z własną nieskutecznością, z ograniczeniami systemowymi, w końcu z własnymi słabościami zdrowotnymi – wyjaśnia Ewelina Zych-Myłek, Prezes fundacji Instytut Świadomości.

– Pandemia na równi postawiła pacjentów i medyków. Medycy sami stali się pacjentami. Czas pandemii wszystkim boleśnie przypomniał, że jesteśmy tylko ludźmi – dodaje.

Morale do odbudowania

Jesteśmy przy końcu piątek fali pandemii, szóstej na razie nie widać. Ale, jeszcze dwa lata temu nikt nie pomyślał, że będzie ich pięć, że to tak długo potrwa, że tak bardzo zmieni świat, relacje, biznes, ludzi samych w sobie i ich psychikę.

Kiedyś marzyliśmy o tym, aby podróżować po całym świecie, robić międzynarodową karierę, bawić się w wolnym czasie. Od czasu pandemii większość osób miało jedno marzenie – zdrowie swoje i bliskich osób, spokój, zdystansowanie się od ciągłego poczucia zagrożenia, mówiąc dosłownie święty spokój. To zaczęło być ważniejsze niż pieniądze i kariera, bo szybko stało się jasne, że w obliczu zagrożenia zdrowia, to w ogóle się nie liczy, że nie da się kupić pewności, zdrowia, a nawet niestety życia osób, które przegrały walkę z koronawirusem – mówi Ewelina Zych-Myłek.

– Lekarzy często nazywano „bogami”, potrafili dokonać przecież „niemożliwego” nawet w najcięższych chorobach. Nagle ludzie, którzy sami siebie tak postrzegali, pewni swojej skuteczności i potwierdzających to lat doświadczeń klinicznych zderzyli się ze ścianą – ścianą zachorowań i śmierci, którym nie można było zapobiec oraz ścianą systemową, mimo, że wielu z generalnymi zaleceniami rządzących nie zgadzało się – dodaje.

Ewelina Zych-Myłek zwraca uwagę, że w ostatnich latach dużo mówiło się o konieczności większego zaangażowania psychologów, psychotraumatologów i innych specjalistów zajmujących się zdrowiem psychicznym do codziennej opieki nad pacjentami z chorobami przewlekłymi, dziś czas zapewnić pomoc psychologiczną również lekarzom.

Lekarze i pacjenci zrównali się w swoich potrzebach dotyczących empatii. Pandemia osłabiła psychikę jednych i drugich, osłabiła ducha i pewność medyków, że są w stanie pomóc swoim chorym, pokazała, że medycy nie są niezniszczalni, a tak samo wrażliwi psychicznie i fizycznie, jak pacjenci, których leczą. Być może spowoduje to, że teraz jeszcze lepiej zrozumieją potrzeby psychologiczne swoich pacjentów na rzecz większej empatii w codziennej pracy klinicznej?

Next article
Home » Serce i krew » Duchowość w medycynie
serce i krew

Pieniądze to nie wszystko

Wydawałoby się, że po niedawnych wypowiedziach Ministra Zdrowia Adama Niedzielskiego, że Polska najprawdopodobniej pokonała pandemię – piąta fala przeszła, a… szóstej nie widać…

Prof. dr hab. n. med. Robert Gil

Prezes Elekt Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, Dyrektor WCCI (Warsaw Course on Cardiovascular Interventions)

Zarówno pacjenci, jak i kadra medyczna odetchną z ulgą, a poziom opieki zdrowotnej zacznie wracać do poprzedniego poziomu. W końcu pandemia koronawirusa SARS-CoV-2 wygenerowała ogromny dług zdrowotny, który czas zacząć spłacać. Ale powrót do poprzedniej jakości i skuteczności w opiece medycznej może być trudniejszy niż się wydaje – świat medycyny zmienił się bowiem nieodwracalnie.

Końca nie widać

Mimo naszych nadziei na koniec pandemii, codzienna rzeczywistość szpitalna zdaje się tego nie potwierdzać. Prof. Robert J. Gil, zwraca uwagę na kilka istotnych problemów w szpitalach.

– Wciąż spory odsetek kadry medycznej ulega zakażeniu SARS-CoV-2. Ten przebieg kliniczny bywa różny, na szczęście w ogromnej większości bez konieczności hospitalizacji, ale na tyle poważny, że pracownicy medyczni są wyłączeni z pracy. Szpitale nie są z gumy, praktycznie każda placówka straciła przez pandemię swoją maksymalną liczbę łóżek przez wymogi epidemiologiczne, w tym konieczność odseparowania pacjentów zakażonych od niezakażonych, ale także kadry medycznej pracującej i nie pracującej przy COVID-19. A rąk do pracy w nadmiarze nie było już przed pandemią.

Przewartościowanie

Prof. Gil przyznaje, że ludzie są zmęczeni, a dotychczasowe zachęty, głównie finansowe, skuteczne w poprzednich latach, teraz straciły na atrakcyjności.

– Ludzie chcą odpocząć, mimo dodatków covidowych nie chcą zostawać w pracy dłużej. Każdego dnia tracimy ducha społeczności medycznej, która czuje się niedoceniona, wykorzystana i przeciążona, z coraz mniejszą motywacją do regularnych poświęceń. Do przeszłości przeszedł obraz medyka pracującego na kilku etatach, nie patrzącego na czas prywatny oraz na potrzeby swojej Rodziny. Pandemia pokazała, że pieniądze to nie wszystko, a do tego jeszcze trzeba się z nich tłumaczyć…

Niespłacalny dług?

Eksperci ochrony zdrowia mówią o potężnym długu zdrowotnym, który stworzyła pandemia – to olbrzymie kolejki do zabiegów planowych w każdej dziedzinie medycyny, to utrudniony dostęp do diagnostyki i konsultacji, wreszcie to prawie 100 tys. więcej zgonów od początku pandemii w Polsce. Czy tak ogromny dług da się spłacić?

– Nie potwierdzam i nie zaprzeczam, ale trzeba pamiętać, że jesteśmy już w innej rzeczywistości. Nie wiem, czy przed pandemią w Europie była taka druga społeczność, jak polska społeczność medyczna wykazująca się takim zdeterminowaniem, takim poświęceniem i taką skutecznością. Dziś, mimo proponowanych rozwiązań finansowych i administracyjnej zgodzie na odmrażania medycyny… nie ma nie tyle czym, co kim tego długu spłacić, bo brakuje lekarzy i pielęgniarek. Coraz częściej zdarzają się kłopoty z obsadą dyżurów w przypadku nagłych zachorowań (w tym COVID-19) osób rozpisanych do dyżuru. Słyszy się o zamykanych w kraju oddziałach szpitalnych oraz poradniach. Straty od strony psychologicznej, duchowej są ogromne. Tylko patrzeć, jak siądzie morale… To jest coś, czego nie doświadczyłem nigdy wcześniej w swojej ponad 30-letniej karierze medycznej – przyznaje prof. Gil.

– My już nawet nie liczymy tych śmierci, nie zastanawiamy się, dlaczego pacjenci przychodzą do nas tak zaniedbani, w jakiś sposób musieliśmy zobojętnieć, bo nie dalibyśmy radę pomóc innym pacjentom, gdybyśmy płakali za każdym. Świadomość tego, że mimo ogromnych wysiłków nie jesteśmy w stanie pomóc, nie jesteśmy tak skuteczni jak kiedyś, a w kolejce czekają kolejni i kolejni i… kolejni jest, bez zapewnionej odpowiedniej pomocy, porażająca. I nie oszukujmy się, jesteśmy jako medycy, pozostawieni w tym sami sobie, a często nie mamy w tym zrozumienia nawet u naszych pacjentów – przyznaje smutno.


Artykuł powstał z okazji XXVI WCCI Warsaw
Next article