Skip to main content
Home » Serce i krew » Hiperurykemia, co dziś wiemy o tej chorobie?
Serce i krew

Hiperurykemia, co dziś wiemy o tej chorobie?

kwasu moczowego
kwasu moczowego

Choroba niczyja i wszystkich, bo nie ma dedykowanej hiperurykemii dziedziny medycyny, a jednocześnie wiele dziedzin medycyny spotyka się z jej konsekwencjami u pacjentów. Hiperurykemia, czyli zwiększone stężenie kwasu moczowego we krwi może prowadzić do poważnych chorób z silnymi dolegliwościami bólowymi, jak kamica nerkowa czy dna moczanowa, a nawet być poważnym czynnikiem ryzyka chorób serca i naczyń.

Prof-Gil

Prof. Robert Gil

Kierownik Kliniki Kardiologii Inwazyjnej CSK MSW, Dyrektor WCCI Warsaw

Ewelina-Zych-Myłek

Ewelina Zych-Myłek

Prezes fundacji Instytut Świadomości

Wciąż niepoznany obszar

Mimo, że problem nadmiernego stężenia kwasu moczowego we krwi znany jest od dawna, do dziś nie ma dużych badań populacyjnych jasno określających przyczyny i skutki tej choroby, a także jej korelacje z innymi schorzeniami, w tym z chorobami sercowo-naczyniowymi.

– Hiperurykemia to niedofinansowany obszar w medycynie. Od ponad 20 lat toczy się naukowy spór, czy sam podwyższony poziom kwasu moczowego jest niezależnym czynnikiem ryzyka zawału serca, czy jest raczej powiązany z innymi czynnikami ryzyka nie tylko chorób serca i naczyń, ale w ogóle chorób cywilizacyjnych, czyli m.in. dietą czy stylem życia – zwraca uwagę prof. Robert Gil, Kierownik Kliniki Kardiologii Inwazyjnej CSK MSW, Dyrektor WCCI Warsaw.

– Nie ma również konkretnego profilu epidemiologicznego chorego z hiperurykemią, choć, ponieważ to choroba cywilizacyjna, możemy stwierdzić, że na pewno wiek i styl życia sprzyjający innym chorobom przewlekłym to czynniki ryzyka rozwoju hiperurykemii – dodaje.

Styl życia czy geny?

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Hiperurykemia może wynikać zarówno z przyczyn wrodzonych, jak i nabytych. Doprowadzić do niej mogą zaburzenia genetyczne, ale i nieodpowiednia dieta oparta na pokarmach zawierających puryny, czyli związki ulegające rozpadowi do kwasu moczowego. Są to m.in. czerwone mięso, tłuste i wędzone ryby, warzywa strączkowe, kawa czy czekolada. Poprzez czynniki środowiskowe zmieniły się również normy stężenia kwasu moczowego we krwi w społeczeństwie.

– Amerykańskie badania podają, że na przestrzeni zaledwie kilkudziesięciu lat – między latami 20 a 70 naszego wieku – migracja społeczna z terenów wiejskich do miejskich spowodowała, że średni poziom kwasu moczowego populacji głównie męskiej, podwyższył się z ok. 3 mg/dl do 6-7 mg/dl. Obecnie hiperurykemię rozpoznajemy, kiedy poziom kwasu przekracza 7 mg/dl, u kobiet natomiast już powyżej 6 mg/dl – tłumaczy prof. Gil.

Hiperurykemia a choroby serca i naczyń

Tu również zaczynają się schody, ponieważ metabolizm kwasu moczowego w ludzkim organizmie nie jest jeszcze do końca poznany. Mimo, że z roku na rok pojawia się coraz więcej publikacji pokazujących związek podwyższonego stężenia kwasu moczowego we krwi z chorobami serca i naczyń, głównie z nadciśnieniem tętniczym, dyslipidemią, zespołem metabolicznym, niewydolnością serca, udarem mózgu czy otyłością, wciąż nie ma odpowiedzi czy hiperurykemia to pierwotny czy wtórny czynnik ryzyka tych chorób.

– Wzrost stężenia kwasu moczowego wpływa na rozwój stanu zapalnego, co prowadzi do uszkodzenia śródbłonka m.in. naczyń wieńcowych, a tym samym nasilenia działania czynników promiażdżycowych co skutkuje niekorzystną przebudową naczyń zwłaszcza mikrokrążenia. W efekcie sprzyja rozwojowi nadciśnienia tętniczego, będącego w związku ze zwiększonym ryzykiem zawału serca czy udaru mózgu. Wiemy również, że u sporej części chorych z hiperurykemią skuteczne leczenie nadciśnienia tętniczego obniża poziom kwasu moczowego we krwi, więc i tu również występuje związek – wyjaśnia profesor.

Co więcej, pacjenci z rozpoznanym nadciśnieniem tętniczym, już przy poziomie 5 mg/dl kwasu moczowego mają podwyższone ryzyko sercowo-naczyniowe. Z drugiej strony podwyższony poziom kwasu moczowego występuje u większości tych pacjentów, którzy mają również inne klasyczne czynniki ryzyka chorób serca i naczyń.

Na pacjenta musimy spojrzeć całościowo, nie skupiać się na wybranych czynnikach ryzyka, ale na wszystkich jednocześnie i wybierać takie leczenie, które pozwoli na zniwelowanie ich wszystkich, równolegle zachęcając chorego do zmiany stylu życia na zdrowszy. Pacjenci zagrożeni chorobami cywilizacyjnymi powinni prosić lekarzy o zbadanie poziomu kwasu moczowego – zachęca prof. Gil.


Tekst powstał z okazji organizacji XXVI warsztatów WCCI w Warszawie.
Next article
Home » Serce i krew » Hiperurykemia, co dziś wiemy o tej chorobie?
serce i krew

Niewydolność serca a wykluczenie społeczne seniorów

Problem zachorowalności na niewydolność serca (NS) to wyzwanie cywilizacyjne, którego skala uprawnia nas do nazywania go prawdziwą epidemią.

Prof. dr hab. n. med. Adam Witkowski

Prezes-Elekt Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego

Już dziś chorobę zdiagnozowano u ponad miliona Polaków, wiemy jednak, że ta liczba z roku na rok będzie się gwałtownie powiększać. Niewydolne serce jest bowiem ceną, którą płacimy za dłuższe życie i skuteczne leczenie incydentów sercowo-naczyniowych.

Rozwój procedur kardiologii interwencyjnej na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat spowodował, że zawał serca przestał być synonimem wyroku śmierci. Śmiertelność wewnątrzszpitalna kształtuje się na poziomie ok. 6,5 proc. (w ciągu roku od incydentu) dla chorych leczonych interwencyjnie, co oznacza, że dla dominującej większości wypis to szansa na nowe życie. Dla wielu będzie to jednak dopiero początek walki o zdrowie. Jednym z możliwych powikłań po przebytym incydencie będzie właśnie niewydolność serca, która poprzez stopniowe pogarszanie się funkcji serca i kolejnych narządów organizmu nieuchronnie prowadzi do jego wyniszczenia. O NS mówimy także przy wadach zastawkowych. Wraz z wiekiem i towarzyszącą mu naturalną eksploatacją serca pojawiają się także niezdiagnozowane wcześniej problemy strukturalne, np. niedomykalność zastawki mitralnej czy zwężenie zastawki aortalnej. To schorzenia, które stają się rzeczywistością dzisiejszych siedemdziesięcio-, osiemdziesięcio- czy dziewięćdziesięciolatków i nigdy wcześniej nie występowały na taką skalę.

Myśląc o trudnościach ruchowych, z którymi borykają się osoby starsze, najczęściej podajemy problemy ortopedyczne czy reumatyczne. Rzadko wskazujemy na niewydolność serca, która skutkuje permanentnym osłabieniem, zmęczeniem nawet przy niewielkim wysiłku, obrzękami podudzi czy dusznością pojawiającą się nawet w spoczynku – tłumaczy prof. dr hab. n. med. Adam Witkowski, Prezes-Elekt Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.

Niewydolność serca prowadzi też do analogicznej choroby nerek, skutkiem czego chorzy zmagają się z narastającymi obrzękami nóg, bólami głowy, częstomoczem i postępującym wyniszczeniem. Seniorzy stopniowo wycofują się więc z aktywnego życia, ostatecznie całkowicie się uniesamodzielniając. Zdrowotne konsekwencje to nie tylko problemy z wykonywaniem codziennych, prozaicznych czynności, takich jak zrobienie zakupów czy wejście po schodach. Stają się również przyczyną wstydu, apatii i depresji wynikających z uzależnienia od osoby trzeciej. Pojawia się również uczucie samotności, bo dla tych często energicznych i towarzyskich osób nową okolicznością jest uwięzienie we własnym domu i strach przed komunikowaniem własnych potrzeb.

W dobie starzejącego się społeczeństwa kwestia niewydolności serca to dla systemu wyzwanie, przed którym nie ma ucieczki. Skala zachorowalności wymusza na decydentach podjęcie wielowymiarowych działań, które odpowiedzą na potrzeby seniorów i zaproponują im rozwiązania. Dlatego też leczenie niewydolności serca oraz podnoszenie świadomości na jej temat stało się jednym z priorytetów Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Wartość edukacyjną niesie również kampania społeczna „Stawka to życie. Zastawka to życie”, która promuje mało inwazyjne zabiegi przezcewnikowe w wadach strukturalnych serca. Dzięki nim także pacjenci wysokiego ryzyka operacyjnego, czyli właśnie seniorzy, mogą w sposób bezpieczny odbyć korekcję wady i wrócić do utraconej sprawności.

W tym roku koncentrujemy się na cierpiących na niedomykalność zastawki mitralnej, którzy do tej pory ze względu na wiek lub stan kliniczny nie kwalifikowali się do leczenia operacyjnego. Wierzymy, że dzięki naszym działaniom o mało inwazyjnych zabiegach zacznie się mówić w przestrzeni publicznej, a tym samym – ich liczba wzrośnie do tej pożądanej – kwituje prof. Witkowski, który kampanię koordynuje już od 2015 roku.

Next article