Skip to main content
Home » Serce i krew » Najważniejsze to ujarzmić stres
Serce i krew

Najważniejsze to ujarzmić stres

stres
stres

Jak wpływa stres na pracę serca?

Paulina Drażba

Prezenterka telewizyjna

Zdiagnozowano u pani kardiomiopatię takotsubo, czyli inaczej zespół złamanego serca. Jak do tego doszło – jakie miała pani objawy?

To były typowe objawy zawału serca. Trudności z oddychaniem, ból w klatce piersiowej, nierówne bicie serca. Było mi bardzo słabo, miałam wrażenie, że w jednej chwili serce szaleje, w kolejnej – przestaje bić. Mój Mąż zadzwonił po pogotowie i trafiłam na intensywną terapię.

Czy znane są przyczyny tej choroby? Wiadomo, czemu wystąpiła u pani?

Po raz pierwszy japońscy lekarze zdiagnozowali tę chorobę pod koniec XX wieku. W 2011 roku w Międzynarodowym Rejestrze Takotsubo znalazło się 1750 pacjentów z całego świata. Ta choroba zazwyczaj pojawia się u kobiet po menopauzie (95 proc.) w momencie silnego stresu. Ja miałam 32 lata, to był ostatni dzień najspokojniejszej majówki w moim życiu. To ostra niewydolność serca, której na pewno sprzyja życie w silnym stresie. Jestem prezenterką telewizyjną, więc nie oszukujmy się – w mojej pracy to codzienność.

Jakie badania przeprowadzono, zanim specjaliści postawili diagnozę?

Na początku przeprowadzono szereg badań laboratoryjnych i monitorujących pracę serca. Kiedy wszystko wskazywało na ostry zawał, najważniejszym i najpilniejszym badaniem była koronarografia. Wykluczyła zmiany miażdżycowe co oznaczało, że przyczyny mojego stanu zdrowia trzeba szukać dalej. Kolejne badania serca wykluczyły zapalenie mięśnia sercowego i wskazywały na takotsubo.

Co było później – jak wygląda leczenie kardiomiopatii takotsubo?

Od ponad dwóch lat jestem pod stałą opieką profesora Przemysława Leszka w Instytucie Kardiologii w Aninie. Przyjmuję leki, co pół roku stawiam się na obowiązkowy przegląd. Mimo że nawroty choroby zdarzają się rzadko, trzeba kontrolować pracę całego organizmu. Na początku roku ciśnienie zaczęło szaleć dokładnie tak, jak potrafi serce. Na szczęście jestem w dobrych rękach.

A jak wygląda pani życie obecnie? Czy choroba na nie wpłynęła i zaszły w nim jakieś zmiany?

Czasami się śmieję, że wiodę teraz emeryckie życie. Na pewno zmieniają się priorytety, ale najważniejsze w moim przypadku było ujarzmienie stresu, znalezienie na niego sposobu. Zaczęłam od jogi, która dała mi spokój i wyciszenie. Kiedy emocje są większe – biegam. Dużo spaceruję, pływam, jeżdżę na rowerze. Sport okazał się idealnym lekarstwem. Poza tym nie tracę czasu i bardzo szanuję życie. Każdy dzień staram się wykorzystać do granic możliwości. Dziś spieszę się… powoli.

Next article
Home » Serce i krew » Najważniejsze to ujarzmić stres
Serce i krew

Wiwisekcja elektrofizjologii

Prof. Przemysław Mitkowski

Prezes-elekt Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, I Klinika Kardiologii UM w Poznaniu

Urządzenia wszczepialne, jak kardiowertery-defibrylatory czy stymulatory serca ratują zdrowie i życie pacjentów w grupach zagrożonych nagłą śmiercią sercową z powodu zaawansowanej niewydolności serca czy ciężkich arytmii. Są jak anioł stróż tych chorych w czasie rzeczywistym umiarawiając rytm serca i wysyłając impulsy elektryczne pobudzające zbyt wolno bijące serce. Niekontrolowane jednak, jak każde urządzenia, mogą stanowić zagrożenie i zamiast pomagać, szkodzić pacjentom.


Paraliż elektrokardiologii

Początek pandemii sparaliżował opiekę nad pacjentami z urządzeniami wszczepialnymi. Wszystko, co mogli zaoferować chorym lekarze, to przekładanie wizyt dla ich własnego bezpieczeństwa, izolację i zdalne konsultacje.

– Wielu naszych pacjentów ma nie tylko problemy z bradykardią, to są też chorzy z niewydolnością serca oraz chorobami współtowarzyszącymi, a na początku pandemii nie mieliśmy wypracowanych żadnych modeli kontrolowania tych pacjentów. Oczywiście, już wtedy możliwe były konsultacje przez telefon, ale w przypadku zwykłej kontroli nie ma możliwości sprawdzenia parametrów urządzenia czy baterii. – wyjaśnia prof. Przemysław Mitkowski, Prezes-elekt Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, I Klinika Kardiologii UM w Poznaniu.

Pacjenci mogli przesyłać, co prawda, fotografie skóry nad urządzeniem, aby lekarze mogli sprawdzić, jak goi się rana, czy pojawiły się powikłania, jak np. krwiak kieszonki czy jej zakażenie, ale jak sam przyznaje prof. Mitkowski, było to zdecydowanie niewystarczające.

– Jeśli chory zgłaszał dolegliwości i mogły one, w naszej ocenie, mieć związek ze złą pracą urządzenia, czy zaburzeniami rytmu, taki pacjent był wzywany na wizytę. Początki pandemii były jednak organizacyjnie naprawdę bardzo trudne. Zamiast przyjmować ambulatoryjnie kilkudziesięciu pacjentów dziennie, wizyty odbywało zaledwie kilku – przyznaje profesor.

Duże spadki i niebezpieczne wzrosty

To, co bardzo niepokoiło w pierwszych tygodniach pandemii, to dramatyczne spadki liczby wykonywanych procedur związanych z urządzeniami wszczepialnymi sięgające nawet 50 proc. W zabiegach ablacji zaburzeń rytmy serca spadki były jeszcze większe, bo nawet do 80 proc., czego konsekwencje widzimy teraz – zgłaszają się chorzy w znacznie poważniejszym stanie. W dłuższej, kilkumiesięcznej perspektywie możemy się spodziewać nawet zwiększenia liczby zgonów.

– Największe zmniejszenie liczby procedur odnotowaliśmy w stymulatorach (44 proc.), nieco mniejsze w kardiowerterach-defibrylatorach (57 proc.), a najmniejsze w wśród tych ostatnich wszczepialnych w ramach prewencji wtórnej (30 proc.), czyli u chorych, którzy doświadczyli epizodu nagłego zgonu sercowego, ale zostali zresuscytowani. U takich chorych ryzyko zgonu w najbliższych dniach lub tygodniach jest bardzo wysokie, stąd ci pacjenci byli traktowani priorytetowo – tłumaczy profesor.

Pełna telemedycyna ratunkiem w pandemii

Telemonitoring daje szansę oceny podstawowych parametrów elektronicznych urządzenia oraz wybranych parametrów klinicznych. Niestety ten model opieki jest wciąż w Polsce marginalny ze względu na brak refundacji, dotyczy znikomej populacji chorych, u których wszczepiono urządzenie objęte ostrzeżeniem producenta o większym ryzyku nieprawidłowego działania.

– Jesteśmy przekonani, że same kontrole telemedyczne bez zabezpieczenia możliwości pilnej interwencji terapeutycznej nie zapewnią optymalnej opieki nad pacjentami z urządzeniami wszczepialnymi. Wydaje się, że w czasie pandemii jedynym rozsądnym rozwiązaniem zapewniającym odpowiedni poziom opieki, szczególnie dla chorych z urządzeniami wysokoenergetycznymi (tj. kardiowerterami-defibrylatorami, układami do terapii resynchronizującej), jest powszechna dostępność zdalnej kontroli urządzeń.


Autor: Ewelina Zych-Myłek, Prezes fundacji Instytut Świadomości
Materiał powstał w ramach cyklu Pacjent ze Świadomością
Next article