System ochrony zdrowia w czasie pandemii SARS-CoV-2 przeżył i wciąż przeżywa prawdziwą rewolucję, którą mocno odczuwają zarówno lekarze, jak i pacjenci. Przekładanie lub odwoływanie zabiegów planowych, trudności w dostępie do diagnostyki i konsultacji lekarskich, strach przed zakażeniem i pobytem w placówkach medycznych to codzienność ostatnich miesięcy pandemii. A to ma, niestety, często tragiczne skutki dla zdrowia i życia pacjentów kardiologicznych pozostawionych bez dotychczasowej opieki medycznej. Naprzeciw tym wyzwaniom wychodzi zdalna opieka kardiologiczna – jakie są jej wady i zalety?
Lek. med. Agnieszka Graczyk-Szuster
I Klinika Kardiologii SPP w Poznaniu
Ewelina Zych-Myłek
Prezes fundacji Instytut Świadomości
Na głęboką wodę
Lek. med. Agnieszka Graczyk-Szuster, I Klinika Kardiologii SPP w Poznaniu przyznaje, że zorganizowanie i rozpoczęcie zdalnej opieki nad pacjentami w pełnym zakresie było dla lekarzy zupełnie nowym wyzwaniem.
– Dotychczas nikt nas nie uczył takiego sposobu pracy z pacjentem. Ważną częścią badania pacjenta jest badanie przedmiotowe, czyli np. osłuchiwanie pacjenta, pomiar tętna czy ciśnienia tętniczego. Podczas teleporady nie ma takiej możliwości. Jest to dla lekarza duże ograniczenie w formule pracy zdalnej. Chociaż zapewne niebawem pojawią się nowe możliwości również w tym zakresie – mówi lek. Graczyk-Szuster.
Weryfikacja systemu na kolejne miesiące
Pandemia pokazała, jak wiele wizyt w gabinetach, zarówno lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej, jak i specjalistów, było nieuzasadnionych i dotychczas niepotrzebnych.
– Okazało się, że zdalnie można wypisać receptę, zapytać, czy dane objawy na pewno wymagają wizyty u lekarza. Według statystyk nawet 70 proc. pacjentów zgłaszających się do specjalistów nie wymaga takiej – zwraca uwagę lek. Graczyk-Szuster. – Jednocześnie, kiedy myślimy o kolejnych miesiącach pandemii, uważam, że dobrym rozwiązaniem byłoby jednak umożliwienie systematycznego bezpośredniego kontaktu z lekarzem. Gdyby pacjent mógł skonsultować telefonicznie swoje dolegliwości z lekarzem, mniej pacjentów w stanie zagrożenia życia pozostałoby w domu w obawie przed zarażeniem COVID-19 – dodaje.
Strach zakończony tragedią
Aktualnie wielu pacjentów obawia się zgłoszenia do izby przyjęć i oczekuje w domu na ustąpienie objawów lub dolegliwości. Często kończy się to, niestety, tragicznie – pacjent umiera na zawał serca lub udar mózgu. Aby temu zapobiec należy podjąć konkretne działania organizacyjne.
– Konieczne jest stworzenie infolinii działającej przez 24 godziny na dobę. Chory mógłby skonsultować z lekarzem swoje dolegliwości w każdej chwili, również w nocy. Myślę, że dzięki temu można byłoby nawet obniżyć śmiertelność sercowo-naczyniową. Dzięki temu rozwiązaniu, pacjent zostałby szybko poinformowany o konieczności pilnego zgłoszenia się do szpitala w przypadku objawów ostrych chorób sercowo-naczyniowych – uważa lekarz.
Telemedycyna coraz bliżej
Pandemia przyspieszyła nie tylko rozwój telemedycyny w Polsce, ale i uświadomiła konieczność tego rozwoju. Teleporada specjalisty jest już kontraktowana przez NFZ. Jednak barierą do pełnego wdrożenia świadczeń telemedycznych do codziennej praktyki lekarskiej nie są tylko obostrzenia prawne czy brak regulacji. Do zdalnej opieki medycznej muszą przekonać się i przywyknąć zarówno lekarze, jak i pacjenci. A także jej nauczyć.
– Na pewno konieczne są również odpowiednie rozwiązania i narzędzia informatyczne aby telemedycynę można było bezpiecznie realizować. Standardem w tej sytuacji powinno być posiadanie szybkiego internetu, smartfona z wyświetlaczem oraz bezpłatne połączenia telefoniczne na infolinię medyczną dla każdego pacjenta – wyjaśnia Graczyk-Szuster.
– Konieczne byłoby również wdrożenie innych urządzeń np. do oznaczania rytmu serca pacjenta. W Polsce są już m.in. dostępne zegarki, które przekazują na smartfon zapis rytmu serca pacjenta i pomagają wykryć migotanie przedsionków – dodaje.